5.24.2015

Searching for an NYC tomorrow



Stojąc na dachu budynku na Szóstej Alei, prawie można dotknąć gwiazd. Na dole hałas, gwar, szum. Trochę cichnie w godzinach nocnych, ale wtedy też budzą się krzyki, oklaski powracających imprezowiczów.

Tyle świateł nie zobaczy się nigdzie indziej. Mówi się, że w Nowym Jorku nie ma gwiazd. Są. I nie chodzi tu o celebrytów ale o gwiazdy na niebie. Czasem przysłonięte ciężkimi chmurami, ale są. Wystarczy się dobrze przyjrzeć. Światła miasta zapewne nie pomagają.

Męczył mnie ten tłok. Każdy się wszędzie spieszy. Ale zdąży powiedzieć cześć, jak mija dzień? I nie jest to kiepski podryw tylko zwykła ludzka grzeczność. Tu każdy może być sobą. Okazywać nietypową miłość do drugiej osoby. Założyć niezwykłą rzecz.

W urzędach nie spotka się nieszczęśliwych pań wcinających kanapki z napisem na czole "nie przeszkadzać." Na ulicy rewia mody ludzi z całego świata, ale łatwo rozpoznać swoich.

Dla niektórych, miasto romantyczne, dla innych, do skreślenia z listy miejsc do odwiedzenia przed śmiercią. Miasto przyciąga, ale też odpycha. Zwłaszcza w letnich miesiącach. Wieczna uliczna sauna wykańcza.

Może dla miłośnika natury, ta miejska dżungla nie jest spełnieniem marzeń, ale przejazd metrem to okazja do przejścia się deptakiem na Coney Island czy brzegiem plaży otoczonej Oceanem Atlantyckim. Śpiew mew i znajomy zapach hot dogów i bryzy potrafią uspokoić na długo. Kamienie przy brzegu to okazja do wspinaczki, dla małych i dużych.

W Central Parku jest ich najwięcej. Skały stanowią ławkę i miejsce do czytania dla starszych osób, a dla młodszaków, świetny wysiłek fizyczny i okazja aby zobaczyć część parku z góry. Uwielbiałam to.

Drapacze chmur pokazuję Legoland, klocki z każdej strony. Taksówki przemierzają szóstą aleją w stronę górnego Manhattanu niczym resoraki. Z takiej wysokości, ludzie są jak mrówki. Widok w dół przypomina o filmie Hitchcocka "Vertigo."

Zawsze bałam się wysokości. Szybko łapię kilka chwil aparatem, nie patrząc w dół. W tym miejscu, wiatr wieje mocniej niż czterdzieści pięter w dół. Zachód słońca wydaje się być dziełem malarza. Kolory słońca i chmur odbiją się o szklane ściany pobliskich budynków. One naprawdę dotykają chmur. A podczas mgły, giną.

Idąc ulicę, patrzymy w górę. Stojąc na drapaczu, patrzymy w dół. Ale czy patrzymy przed siebie?
Przechodząc na czerwonym świetle, nagły widok pędzącej taksówki uświadamia nam, że jednak nie mamy wyjścia.

Nie lubię tych spojrzeń. Wyglądam obco, czuję się obco. Wolę być niewidoczna. Chodzę rozkojarzona szukając ciekawych obiektów okiem fotografa. Podziwiam architekturę, przeklinam na popychaczy gdy stoję i robię zdjęcia. Po chwili znów jestem opętana, tłum jest wszędzie. Poddaję się. W tym mieście, łatwo zginąć w tłumie. Trzeba umieć się z niego wydostać. Halo, klaustrofobia.

Spacer przy Rockefeller Center w ciepły wieczór w okresie Bożonarodzeniowym - to dopiero hardcore. Przesuwamy się po ulicy jak sardynki w puszcze. Ni to w lewo, ni to w prawo. Weź się wydostań.

Ta miejska dżungla mnie przytłoczyła. Ale mimo wszystko, ma coś takiego w sobie. Nie da się zapomnieć. Pomimo porażek, złych wspomnień. Chcę się do niej powracać. Może w poszukiwaniu niespełnionych marzeń. Może z ciekawości. Może po to, aby dzielić z kimś te marzenia. W poszukiwaniu lepszego jutra. Może kiedyś.

W głowie siedzi mi piosenka, "To początek Twojej opowieści, jeśli masz odwagę to zabłyśniesz, każdemu się tu uda nawet Tobie, tu w Nowym Jorku."




Standing on the roof of a building on Sixth Avenue, you can almost touch the stars. Below, there's noise, hum, loudness. It gets quieter at night, but then screams awake of partiers returning home. 

This many lights are like nowhere else. They say that in New York there are no stars. There are. And not just celebrities but the stars in the night sky. Sometimes they are obscured by heavy clouds, but they are there. Just take a good look. City lights probably will not help here.

The crowds overwhelmed me. Everyone is always in a hurry. But they find the time to say hello, how are you? And it is not a bad pickup line but just ordinary human courtesy. Here, anyone can be themself. Show an unusual love for someone. Wear something unordinary.
 


The offices don't have mean unhappy ladies chewing on sandwiches with the inscription on their forehead saying 'do not disturb.'

On the street people show off fashion from all over the world, but it is easy to recognize your own people.
 


For some, it's a romantic city, for others, a point to cross off on their bucket list. The city attracts, but also repels. Especially in the summer months. Eternal street sauna kills me.

Maybe for the nature lover, this urban jungle is not a dream, but a subway ride is an opportunity to go to the promenade or to the shores of Coney Island beach surrounded by the Atlantic Ocean. The singing of seagulls and the familiar smell of hot dogs and the fresh breeze can soothe for a long time. The stones at the shore are an opportunity for climbing, for young and old.

Central Park has the most of them though. Rocks are a bench and place to read for older people and for younger ones, great exercise and a chance to see part of the park from above. I loved this. 
Skyscrapers show Legoland, the blocks on every side. Taxis roam up Sixth avenue toward upper Manhattan like racer cars. At that height, people are like ants. A view down below reminds me of the Hitchcock film "Vertigo."
 
I was always afraid of heights. Quickly, I capture a few moments with my camera, not looking down. Here, the wind blows harder than forty floors down. Sunsets seems to be a work of a painter. The colors of sun and clouds bounce off the glass walls of nearby buildings. They really touch the clouds. But die in the fog.
 
On the street, we look up. Standing on the roofs of tall buildings, we look down. But do we look ahead?

 
Crossing on a red light, with a sudden speeding taxi in sight reminds us that we have no choice.I do not like those stares. I look strange, I feel like a stranger. I prefer to be invisible. I walk with my head in the clouds looking for interesting things through my photographer's eye. I admire the architecture, I curse at pushing passersby when I try to take photos. A while later, the crowd surrounds me and I become them, they're everywhere. In this city, it is easy to dissolve in the crowd. One must be able to get out. 

A walk at Rockefeller Center on a warm evening during the Christmas period - this is just the hardcore. We move down the street like sardines in cans. Can't move left, can't move right. Try getting out. Hello claustrophobia. 

This urban jungle overwhelmed me. But still, it has something to it. It is impossible to forget. Despite the failures, bad memories. I want to return. Perhaps in search of unfulfilled dreams. Perhaps out of curiosity. Perhaps in order to share those dreams with someone. In search of a better tomorrow. Maybe someday.

The song stuck in my head says, "This is just the start of your story, If you got guts you get glory, Anyone can make it even you, In New York City."






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Your comments